Zią co bylo o czesc kochanie co tam u ciebie naprawdę zamach bombowy w ebayu minister edukacji wygłasza swój program there is no light in the darkest of your furthest reaches świetnie wreszcie mogę się polenić aż tak czekaj zaraz pokażę ci ciekawego linka szukaj z google nie nie to następne no zamrucz troszę ok czymś mam się martwić nie program z nim to spokojnie mac mini i zabawy z programami graficznymi o kolejny wpis na 10p brick by brick the night eclipsed pricked by kim jestes nie nie znam nie warto ech tak stary nie ma problemu pa kochanie.
Kropka.
Część z was ma już pewnie jakąś koncepcję dotyczącą znaczenia powyższego. Jest to oczywiście symulacja chwili czasu rzeczywistego człowieka podłączonego i obeznanego nieco z Internetem. W dobie o dwudziestu godzinach, coraz częściej zdarza się funkcjonować w ten sposób i mnie, i wam. Wielowątkowość, która to przykładnie została oddana akapit wyżej, zmusza do odpowiednich reakcji.
To właśnie ona jest powodem znieczulicy, która dotyka nas podczas coraz większej ilości doznań audiowizualnych, dostępnych w poszerzających się bazach danych. Dzięki niej zacieramy dziewięćdziesiąt procent z miejsc, w jakich byliśmy i informacji, jakie w nich znaleźliśmy.
Chyba każdy pamięta swoje życie sprzed YouTube. Teraz, gdy zrewolucjonizowało ono kwestię przekazu wideo na stronach www, jaki jest nasz stosunek do zwykłych filmów? Jeśli myślisz, że taki sam, to zastanów się przez chwilę – konwencjonalny film musisz kupić, bądź ukraść – w pierwszym przypadku wiąże się to z utratą pieniędzy (wliczam w to opłaty za TV), w drugim – czasu (jeśli mieszkasz w Polsce i zajmuje Ci to mniej, niż godzinę, możesz się cieszyć). Z drugiej strony, masz darmowy dostęp do milionów filmików na YT, z których część to perełki. Wniosek – YT zachwiało Twoim postrzeganiem filmu, niezależnie od tego, jak silnie rozgraniczasz te dwie rzeczy.
Analogicznie można postąpić z muzyką, grafiką, wreszcie słowem.
A teraz postaw się z drugiej strony – chcesz w jednej z tych dziedzin postawić swój pierwszy poważny krok. Szukasz pomysłu i oto on nadchodzi. Ale, czy dzięki niemu zyskasz czyjekolwiek poparcie?
Póki podejście, środki, efekt nie będzie tak szokujący, że Cię nie zapamiętam, nie masz szans. I nie zwódźmy się słowami – fakt, że coś jest interesujące oznacza nie mniej, nie więcej niż to, że Twoje dzieło zaskoczyło mnie na tyle, bym je zapamiętał. Inaczej, chaos i ciągi pseudolosowe Cię pochłoną.
Na zakończenie odrobina pocieszenia – nadal mamy wystarczająco wiele czasu, by wybić się, zrealizować swoje marzenia i znaleźć jeszcze chwilkę na pójście do kibelka.
…dziwnie zbiegł się w czasie Twój wpis z moimi przemyśleniami z ostatnich paru dni… nie, nie – nie będę się tu rozwodzić nad nimi… napomknę jeno, że dotykały one swoiście pojmowanego odczłowieczenia [czyt. zatracenia własnej osobowości] jednostki wskutek dopasowywania się do masowych standardów, w tym i sieciowych…
…gdy piszesz o tej znieczulicy, dajesz mi dodatkowy argument na poparcie tezy o rozwodnieniu ‘ja’, zagubieniu siebie w sobie, zatraceniu zdolności widzenia własnej śmieszności czasami, kiedy rechocze się razem ze stadem (wcale nie takim śmiesznym znowu…)
…aha! …jeszcze jedno – nie „każdy pamięta swoje życie sprzed YouTube.” …sprzed basha zresztą też i paru innych, podobnych im zjawiskowych miejsc… ja nie muszę pamiętać 🙂
[szpan] Ha, a ja oglądam filmy za darmo, bez większego wysiłku, do tego w dwóch foniach (oryginalna i hiszpańska), bez obciążenia linii telefonicznej i w wysokiej jakości (4–7 Mib/s zazwyczaj). [/szpan]
Ani YouTube, ani wielkie G., ani śmierdzące telewizje z TP, cyfrowemu magnetowidowi nie dorównają ^^.
Rozważania ciekawe. Jednak jedną rzecz muszę podkreślić – rozmowy przez komunikator internetowy (technologię pomijając) mają jedną ogromną zaletę nad konwencjonalnymi rozmowami telefonicznymi albo nawet na żywo (chociaż te ostatnie generalnie wolę ponad jakiekolwiek inne): pozwalają właśnie na wielowątkowość, ale nie w takim wydaniu, jakie zaprezentowałeś w pierwszym akapicie. Co mam na myśli? Ano to, że można rozmawiać z kilkoma osobami i się wcale nie gubić w tym, co się pisze (są wyjątki, kiedyś byłem przekonany, że rozmawiam z kimś innym, niż rozmawiałem, ale odkąd piszę na klawiaturze patrząc się w monitor raczej się to nie zdarza; gorzej, jak na przykład oglądam film patrząc w bok a w tle klepię na klawiaturze nie patrząc co i gdzie 🙂 ). Pozwala na to podział poszczególnych wątków na autonomiczne rozmowy (czy to okna, czy taby, czy jeszcze coś innego, aktualnie nie robi różnicy), tak, by można było odpisywać na pełen wątek, który w każdej chwili można przejrzeć, jeśli się zgubiło w temacie, do którego w każdej chwili można wrócić i który można w każdej chwili porzucić na moment na rzecz innego, w którym ktoś akurat coś do nas napisał. Osobiście rzadko spotykam się z sytuacją, w której rozmawiam z tak dużą ilością osób, bym gubił się w tym, z kim o czym rozmawiam (a zdarzało się rozmawiać na przykład z 6 osobami na raz). Muszę jednak przyznać, że przewagę w tej kwestii daje mi umiejętność relatywnie szybkiego pisania na klawiaturze. Nie jestem osobą, która „pisze szybciej niż myśli”, ale nie stukam klawisz po klawiszu zastanawiając się nad każdą literką.
Hmm, może dla niektórych rzeczywiście YT jest zadowalące, ale jakość ma swoją wartość. Przecież w sytuacji kiedy łatwo sobie ściągnąć film, oglądanie go na 15” czy nawet 21” z dwoma małymi głośniczkami to ciągle półśrodek. Film naprawdę warto obejrzeć na dużym ekranie, z nagłośnieniem i skupieniem, a nie marną przelotnością i niecierpliwą chwilą uwagi. Film to „przeżycie” jakkolwiek idiotycznie może to brzmieć.