Pijąc wodę, pamiętaj o źródle;
– przysłowie wietnamskie.
jedząc owoc, pamiętaj o drzewie
Dalekim wieczorem, gdy grzeczne dzieci już śpią, pokazywane są serie filmów dokumentalnych. Zawsze ciekawiło mnie, dla kogo te filmy są prezentowane, bo albo pokazują je między 8.00 a 14.00 lub dobrze po 23.00 (TVP2). Jakakolwiek odpowiedź by na to pytanie nie padła, to na te drugie zdarza mi się patrzeć i czuję się dowartościowany, że o takich jak ja też pomyślano. 😉
W ostatnim tygodniu szczególnie zapadł mi w pamięć dokument traktujący o Wietnamie. Skojarzenia z wojną są tu jednak niepotrzebne, film bowiem opisuje kraj w czasach współczesnych i pokazuje życie ludzi w tym odległym kraju. W tym momencie pewnie nasuwa się Wam pytanie: `co takiego skłoniło go do opisania jakiegoś filmu na blogu i po co mam to czytać?’ Otóż jest kilka dużych, wręcz fundamentalnych różnic w postawie Wietnamczyków i Polaków, na które wypadałoby spojrzeć i być może nawet zastanowić się nad nimi.
Sprawa pierwsza, czyli tradycja
Z filmu jasno wynika, że kultura Wietnamczyków jest głęboko zakorzeniona w tradycji. Na tyle jasno, żeby stwierdzić, że tradycja jest dla nich czymś ważnym. Być może nawet bardzo ważnym. Jednocześnie tą (jeszcze do niedawna okupowaną) cywilizację cechuje grupa legend, lokalnych wierzeń, czy też przysłów, które zachowały się bardzo dobrze. Dla przykładu jedna z legend wyjaśniająca kwadratowość placków ryżowych bánh chưng przygotowywanych na święto Tết: król Hung, założyciel, a zarazem pierwszy władca (ok. 3000 – 4000 lat temu) miał zamiar przekazać swoje królestwo jednemu z dwudziestu pięciu synów, i aby wybrać następcę, kazał im pokazać mu coś zadziwiającego. Starsi synowie wrócili z dalekich podróży z różnego rodzaju kosztownościami, których władcy i tak było dostatek, nie okazał więc zbytniego zdziwienia widząc je. Najmłodszy syn natomiast pozostał w kraju i przyniósł ojcu kwadratowy placek ryżowy. Władca zdumiał się, gdyż jeszcze nigdy takiego nie widział… W ten sposób młodzieniec zdobył królestwo. Nic, tylko pogratulować sprytu. Minęło sporo czasu od tamtych wydarzeń i w kraju nadal robi się kwadratowe placki, aby uczcić wietnamski nowy rok.
Teraz krótki rachunek sumienia – ile pamiętamy własnych mitów i legend? Jak bardzo czujemy się z nimi związani, a ile wsadzamy między bajki dla dzieci?
Sprawa druga, czyli praca
Praca, czyli rozszerzenie kultury Wietnamu. W kraju wody, każde ziarenko ryżu ma swą wagę. Jego wagą jest praca włożona w jego wykiełkowanie. A pracy jest rzeczywiście dużo, zważając na to, że używa się tam tych samych metod od bardzo długiego czasu. Także to jest częścią tradycji. Kto raz zobaczy sposób nawadniania pól za pomocą specjalnie wykonanego stożkowego czerpaka zawieszonego na dwóch linkach sterowanego przez dwie osoby (o efktywności prawie pięciu ton na godzinę!), drugi raz już na pewno się nie pomyli. Praca uciążliwa (bo robienie przez dwanaście godzin w jednej, pochyłej pozycji, czy też poruszanie się w błocie i nieprzejrzystość wody dla kogoś niewyuczonego w chodzeniu w takich fwarunkach wydaje się bardzo odpychające), praca skrupulatna i monotonna, praca skutkująca jedzeniem. Ktoś, kto zaznał takiej pracy z pewnością nie wyrzuci swego jedzenia nigdy więcej.
Podsumowanie
Dla nas taki rodzaj życia może wydać się nieprzyjazny, nudny, bezsensowny. Patrząc jednak na spokój tych ludzi, coś musi w nim być. Mam także wrażenie, że przynajmniej część tych ludzi znajduje spełnienie w tym, co robi. Porównując to do naszego, znacznie szybszego tempa, całego spektrum różnych sytuacji stresowych i problemów z odnalezieniem własnego sensu życia, porównywanie tych dwóch postaw zaczyna nabierać koloru.
Może czasami byłoby warto spróbować i takiej drogi?
Oryginalne zdjęcie, którego modyfikacją jest nagłówek artykułu: Rice harvesters outside Hanoi.
W państwie kapitalistycznym takie życie nie ma szans. Prawa rynku nie pozwolą tak przeżyć…
Michale, z produkcją masową może i będzie kłopot, ale zauważ, że w większości nisz rynkowych istnieją jedna, czy dwie firmy prezentujące produkty `z górnej półki’, których cena jest przynajmniej dwu-, a czasami n-krotnością ceny przeciętnego produktu. Jakość również.
Problem w tym, że gdyby tych firm było więcej, to by się nie utrzymały… 😉
Sporo możemy się nauczyć od ludzi kultury Wschodniej i myślę, że każdy może takiej drogi spróbować. Niezależnie od tzw. warunków, bo przecież wszystkie ogranicznenia i tak sprowadzają się do naszych własnych głów.
A poza tym,to cieszę się, że trafiłam na ciekawego bloga 🙂 pozdrawiam
Asia
Witaj na moim blogu! I cieszę się bardzo, że uznałaś go za ciekawy. 🙂
Poruszyłaś tu ważny temat – fakt, że większość ograniczeń siedzi wyłącznie w naszych głowach. Szczęśliwie można te ograniczenia zdejmować, choć wymaga to nieco wisiłku z naszej strony.