Ten wpis jest częścią mojego starego bloga, prowadzonego w latach 2005-2007 pod adresem dragonee.jogger.pl. Został on zachowany w celach archiwizacyjnych i niekoniecznie reprezentuje moje bieżące stanowisko na dany temat.
Aktualna konfiguracja mojego serwerka wygląda tak, że dysk leży na kartce papieru i pochrumkuje w zależności od stopnia użycia. A jak mnie pozytywnie zaskoczy, to zdarzy mi się nawet pogłaskać go po radiatorze na procesorku. Tym właśnie skutkuje czas i praca włożone w jego rozwój.
Przywiązanie do maszyny… To chyba dlatego nieinformatyczni tak patrzą na nas spode łba. 🙂
A jakie są wasze nawyki?
13 komentarzy
Hmm… Z tych rzeczy, na które ludzie dziwnie patrzą jak robię, to fakt, że włączam komputer z klawiatury (kto by się schylał do obudowy? wszak to niewygodne) i nie używam takiego wynalazku jak tacka napędu DVD-ROM. Ale to w sumie nic specjalnego. Czyżby to znaczyło, że nie jestem zboczony na punkcie komputerów? 😀
Tam od razu zboczony. Zboczony to by się ciął, jakby mu zasilanie padło (oczywiście ta maszyna jeszcze nie ma upsa). 😉
O co chodzi z tą tacką? Wszystkie gigabajty nosisz w pendrajwie? :>
Ależ nie. To by było również niewygodne rozwiązanie (i drogie niebotycznie). Po prostu uważam czas wysuwania/wsuwania tacki za czas stracony i korzystam z napędu typu SLOT-IN. Wydaje się to szczegółem nie wartym uwagi, ale tak na prawdę pozwala zachować multum czasu (irytujące jest, gdy po wciśnięciu przycisku trzeba czekać, by móc włożyć płytę – ja po prostu wyciągam płytę z pudełka i wciskam w czytnik).
Ja już rok temu mogłem się przestawić na mocniejszą maszynę, ale się przyzwyczaiłem do mojego HALa9000. Poza tym HAL jest cichszy.
A serwerek sobie cicho siedzi zamknięty przed światem. Ale za dobre sprawowanie dostaje apgrejdy — już trzecią skorupkę ma.
Ja zawsze o swoich mówię „po imieniu”.
Dysk Ginkgo leży też na zwiniętych w ruloniki chusteczkach higienicznych.
Ogólnie ludzie się dziwnie gapią, bo często zabieram ze sobą swój komputer [pomimo, że nie jest to laptop, choć rozmiary ma prawie laptopowe], a co najmniej dysk i uruchamiam zwykle swój system gdzie tylko mogę: kafejka, rodzinka, znajomi… Ostatnio jednak przestałam się tak bawić, bo mam internet w domu :]
Nie wyłączam komputerów na noc, więc nie muszę ich potem włączać. Do niedawna Ginkgo nie miał nawet przycisku „power” – teraz ma coś w tym stylu. Azot nie posiada do dziś.
Kiedy śpię, potrafię usłyszeć i obudzić się, kiedy zasilanie od dysku szwankuje, choć to tylko cichutkie piśnięcie. Ogólnie rozumiem, kiedy komputer „mówi, gdzie go boli”.
I: Która godzina?
Ja: 3.10.
I: Skąd wiesz?
Ja: Po pracy dysku poznaję.
To też 😀
Nic szczególnego. Może fakt, że używam klawiatury częściej niż myszy (to współczesnych przeraża)? Albo to, że Pomiot cały czas stoi sobie z jednej strony odkryty (żeby więcej powietrza miał, przecież nie będę komputera dusił). Napędy CD/DVD stoją sobie obok na kupie, w zależności potrzeb przyłączane są przez USB i zewnętrzny zasilacz. Na noc maszynę wyłączam, i podaję jej (sobie zresztą też) chłodzenie postaci szeroko otwartego okna.
Ja wczoraj właśnie miałem uprgade kompa z pewnymi nieprzewidzianymi trudnościami :). W skrócie P 3 700 jest jednak szybsze od 450 a nadal ma tylko radiator :D. Tylko jeszcze grafikę wymienię na starszą bo radeon ma wentylatorek a Savage4 miał tylko radiator. I nastanie Cisza 😀
Michał Górny: ja wiele razy słyszałem że ważniejszy jest przepływ powietrza niż otwarta obudowa, ale jakoś tego nie sprawdzałem.
Ja kompa potrafię w ogóle nie wyłączać, stoi tak i łapie uptime. Od czasu kiedy sieć chodzi normalnie i odświeżanie IP działa to nie resetuje go nawet, bo nie ma po co. Gdy komputer jest wyłączony nie mogę w ogóle zasnąć, dziwnie mi tak bez tego szumu.
A coś dziwnego? Może to, że potrafię całą noc szukać jednej jedynej skórki do windowsa, dla mnie musi być zupełnie wyjątkowa. Obudowę w sumie mam teraz zamkniętą, bo kurzyło się wszystko strasznie. Chociaż przez ponad pół roku stał otwarty.
Ale jednak najgorszym nawykiem jest to, że jak tylko ktoś podchodzi do komputera to mam ciarki, odczuwam strach, i staram się instruować osobą która siada przy klawiaturze, by niczego nie spieprzyła :P.
Aha i jeszcze jedno, budzę się zawsze kiedy jest jakieś przepięcie w sieci lub coś nie tak się dzieje z zasilanie.
Hmmm… Komputer włączony w nocy? Tylko wtedy, gdy się coś dużego ściąga. Tak na codzień, to jest za głośny, żeby chodził bez potrzeby.
Używanie częściej klawiatury niż myszki? Oj, to jest norma w mojej sytuacji. Ale wszystko zależy od tego, kto się czym zajmuje. Jak ktoś jest (jak ja) programistą, to klepie po klawiaturze, jak grafikiem, to albo myszką albo po tablecie.
Otwarta obudowa podobno nie działa na plus dla chłodzenia, więc tej techniki nie stosuję. Zresztą bałbym się o zawartość, takie to życie jak ma się zwierzaka w domu :).
Mówienie o komputerach po imieniu? To norma, inaczej za Chiny ludowe bym się nie połapał (kompów w domu bodaj 9 w chwili obecnej, a będzie niedługo 10). Co, miałbym mówić „komputer” i co dalej? 😀
W przypadku typowego składaka otworzenie obudowy zwykle poprawia chłodzenie. Po prostu w środku zamkniętej obudowy i tak nie ma poprawnego obiegu powietrza. Ale co innego w markowych serwerach (i pewnie lepiej złożonych stacjach roboczych). Tam są wbudowane specjalne tunele powietrzne, a wentylatory są usytuowane nie z myślą o jednym elemencie, ale z uwzględnieniem całej konstrukcji. W takim serwerze po otworzeniu obudowy od razu można zaobserwować wzrost temperatury niektórych elementów.
Otwarta obudowa u mnie może w dzień nie zmienia wiele, ale w nocy (przy wyłączonym) na pewno zwiększa skuteczność oddziaływania mrozu zza okna (-;.