Natchnęło mnie i obejrzałem kilka nowych joggerów. Mają już ze dwa wpisy, więc jest co czytać. 😉
Przy okazji zauważyłem pewną prawidłowość, o której jest ten wpis. A mianowicie brak zapewnionej informacji o tym, co taki blog będzie sobą reprezentować.
Ten problem można rozszerzyć do każdej strony internetowej. Musimy pamiętać, że aby zjeść owada, drapieżnik musi go zwabić. I w ten sam sposób autor strony internetowej musi uwić sobie swój kawałek sieci, żeby czytający chętnie się do niej przyklejali.
Należy założyć, że trafiając na stronę X, czytający nie ma żadnego rozeznania w tym, co się tam znajduje, znajdowało, czy też będzie znajdować. A autor powinien mu zapewnić swoiste README. Leżące w dobrze widocznym miejscu, aby czytający nie tracił czasu na szukanie. Dobrze, gdyby nie było większe, niż dwadzieścia, trzydzieści słów. W końcu stały czytelnik nie chce się przebijać przez wielki nagłówek, aby dotrzeć do treści.
Nikt nie broni, aby w tym malutkim README zawrzeć link do czegoś większego – strony z informacjami o autorze/stronie. W ten sposób będzie można zapewnić komfortowe rozwiązanie i dla tych, którzy przybyli tu pierwszy raz, i dla tych, którzy przyklejeni oczekują na schrupanie. Z drugiej strony nie wolno zostawiać samego linka, bo i tak nikt nie zada sobie tyle trudu, aby kliknąć i poczekać, aż nowa strona się załaduje.
I jeszcze drobna uwaga dla bloggerów – zostawianie informacji o treści bloga w pierwszym wpisie generalnie nie jest dobrym pomysł. Jeśli uważasz, że każdy nowy czytelnik będzie z chęcią do niego zaglądał z własnej woli, to masz zbyt wielkie mniemanie o sobie. A ci, którzy mogą sobie na coś takiego pozwolić, zazwyczaj i tak mają krótkie README gdzieś w widocznym miejscu.
Jeśli mam być szczery, to na blogu akurat zbytniego sensu dla tego nie widzę. Jeśli kogoś interesuje, o czym jest blog, może se zajrzeć na listę „kategorie”…
Może jeszcze scrollować? :]
Nie, taka informacja musi być widoczna na pierwszy rzut oka.
I tak jak pisałem – `może se zajrzeć’ będzie działało tylko w tym przypadku, kiedy czytający będzie musiał znaleźć coś na stronie. Inaczej odpuści sobie – w końcu i tak jest tyle innych stron w Internecie…
Tylko czy trzeba włazić w dupę każdego przymiotowi z Google? Potem się takie kretyństwo uczepi, i nie widzi różnicy między blogaskiem, a forum q-;.
Tacy to i tak tego nie przeczytają, jak sądzę… 😉