Jakiś czas temu odezwała się do mnie nieznajoma z pytaniami odnośnie szkoły, do której chodzę. Odbyliśmy więc rozmowę, a że dziewczę potrafiło posługiwać się językiem polskim, to i nie uważam czasu na nią przeznaczonego za stracony. Niby wszystko w porządku, ale…
Jako jeden z pierwszych roczników miałem możliwość zdawania egzaminów gimnazjalnych. I przez całe trzy lata wpajano mi, że jeśli nie uzyskam dobrych wyników, to już mogę się powiesić. Teraz, w liceum jest dokładnie tak samo, tylko nazwa testu się zmieniła. Zdasz, albo kula w łeb. Przypomina to mobbing; pociąga za sobą przykrą konsekwencję – odruchowy strach przed samym egzaminem.
Tak samo jest z wyborem szkoły – wybierz najlepszą, bo tylko wtedy przeżyjesz. To z tego powodu powstały egzaminy do liceum i komputerowe systemy rekrutacji. Sekretariaty poszczególnych szkół nie mogły sobie poradzić z natłokiem uczniów zmuszanych do wybrania „dobrej” szkoły, a te „złe” świeciły pustkami. Jak widać, rozwiązanie to jest tylko obejściem problemu, jaki stworzył się poprzez wpajanie odpowiednich mantr dzieciom. I tutaj też należy się bać, bo inaczej utopisz się w wyścigu szczurów.
Wracając do osoby, od której zacząłem: wszystko byłoby w porządku, gdyby nie dwie rzeczy. Primo, że zadała te pytania pod koniec drugiej klasy gimnazjum, czyli cały rok przed końcem szkoły. Secundo, że panicznie bała się o egzamin. Czyżby stres?
Za to miło wspomina się moment ogłoszenia listy uczniów, a potem listy klas, zwłaszcza kiedy są 3-godzinne opóźnienia 🙂
Tak? W zeszłym roku nie miałem opóźnień, a maila przydziałowego dostałem pięć minut przed oficjalnym terminem otwarcia strony z wynikami. 🙂
Trzeba znać swoje możliwości. Zależnie od tego można się bać lub coś olać. Testy egzaminacyjne z poprzednich lat są powszechnie dostępne, więc jasnym jest czego należy się spodziewać.
Jeżeli kogoś nadmiernie stresuje sama myśl o pisaniu czegoś, co sprawdza jego umiejętności, wiedzę, to ma problem. Na tym polega przecież całe życie. Sprawdzianem dla lekarza jest każda operacja, dla kierowcy przejechanie skrzyżowania itd. Te sprawdziany to kolejne etapy na drodze do dorosłości.
Zawsze można to w sobie wytrenować np. pisząc dużo konkursów lub sprawdzianów, z których stawką choćby jednego jest "wszystko" (wskazówka dla nieznajomej). Potem wszystko będzie już tylko rutyną. Pisanie o jakimś złowieszczym wyścigu uważam za niewłaściwe. Tu nie ma nawet możliwości rzucenia komuś kłody pod nogi ;).
@Gracz: Wszystko jest w porządku, ale nauczyciele świadomie, lub nie, wprowadzający stan psychozy to rzecz, z którą nie mogę się zgodzić.
Widzę także małą różnicę między kierowcą, lekarzem, a uczniem. Ci pierwsi mogą stanowić realne zagrożenie dla kogoś.
To ktoś jeszcze słucha nauczycieli ;)?
Egzaminy przygotowują do przezwyciężania stresu. Każdego, również tego jaki może się pojawić ze skalpelem w łapie.
@Gracz: Tysiąckrotne powtórzenie nawet w reklamach działa.
Skoro służą do przezwyciężania stresu, to czemu nie dają punktów za postawę? :]
To jest bardzo dobre pytanie :). Tak na serio: takie etapy trzeba przejść, by udowodnić coś sobie i innym (w tym wypadku wiedzę gimnazjalną). Po poradzeniu sobie z takim "małym" problemem (lub nie) można lepiej ocenić swoje możliwości. Pozwala to uniknąć przyszłych błędów. Np. wyboru liceum, w którym nauka potrwa więcej niż 3 lata.
Rozmawiam na ICQ z Chinką z okolic Szanghaju.
Powiedziała mi raz, że oni (młodzi) się nawet nie uczą (nie umieją) robić jeść, bo w (HighSchool w rozmowie po angielsku) liceum jest najtrudniej, najwięcej nauki, bo w kraju u nich jest za mało miejsc pracy aby wszyscy pracowali i trzeba się uczyć, żeby tę pracę mieć. Na studiach podobnie. A przypominają mi się moje studia, albo jeden z ostatnich wpisów sznik-a, to co się dziwić temu jak nauka stoi. Do tego jak jest w Chinach można też porównać wpis u malekith-a odnośnie pracy naukowej na uniwersytetach w USA.
Może ten strach przed egzaminem nie jest najlepszy, bo to powinien być wpis o strachu przed tym jak potoczy się nasze dalsze życie…
I jeszcze jedna rzecz, może nie do końca związana z tym tematem, ale wszyscy prezesi oddziałów zachodnich (z USA) firm w Polsce (HP, IBM, Oracle, itp.) pracowali w USA na studiach, mogły to być głupawe prace np. w recepcji w hotelu, ale była to praca za tą kałużą.
Mam nadzieję, że nie przynudziłem…
Udanych wakacji!
@lemiel: Zamiast roku przygotowań pod egzamin, wolałbym rok praktyk podnoszących moje umiejętności. Inaczej – dwa lata w plecy, jeden w gimnazjum, drugi w liceum.
Zbyt często się spotykam z postawą – "Zrób tak, bo egzaminatorzy tak chcą". Świetnie, ale jak mi to pomoże w przyszłej pracy?
Matura/egzamin gimnazjalny nie jest niczym innowacyjnym – ot, test sprawdzający wiedzę i umiejętności nabyte w ciągu dwóch poprzednich lat i powtarzane w ostatnim. A jednak ktoś nadał tym przerośniętym klasówkom zbyt wielkie znaczenie, którym obrosło w legendę, a obecnie zastępuje większym dzieciom mikołajową rózgę.
Egzaminatorzy mogą sobie chcieć. Testy są przecież kodowane.
Znam osobę, która prawie 20 lat temu bała się straszliwie matury i nie chciała do niej za nic podejść. Została przekonana że to nic trudnego i spokojnie sobie poradzi. Bardzo bała się niemieckiego, a zdała go na piątkę. A teraz po przerwie zrobiła bez problemu licencjat.
Wszystko zależy od nastawienia danej osoby.
Ta twoja nieznajoma koleżanka boi się testu ze względu na jego faktyczne wyolbrzymienie, ale może lepiej "sprzedać" jej tekst, przekonać ją, że nie test jest najistotnieniejszy tylko jej wiedza, która ma jej się przydać w przyszłym życiu i jak będzie miała tę wiedzę to testy nie będą problemem. I nie ma się nimi co przejmować, tylko się uczyć.
Tylko, że nie każdego niestety da się przekonać/przegadać tak żeby to zrozumiał. Może ją się uda, a wtedy naprawdę będzie miała lżejsze życie. Bo jeśli będzie się bała egzaminu to z nauki nici i dziewczyna się zmarnuje.
Strasznie zacząłem przynudzać, stary już jestem i musicie mi wybaczyć… 😉
@lemiel: Po poziomie językowym tej dziewczyny wcale bym się nie zdziwił, gdyby zdobyła liczbę punktów bliską maksymalnej z humanistycznego.
Odnośnie egzaminatorów, to źle dobrałem słowa – chodziło mi bardziej o np. część ustną matury, czy same testy i klucze do nich.
Właśnie – tu trafiłeś w sedno, mówiąc, że lepiej byłoby wyrabiać w ludziach przekonanie, że taki test to nic trudnego. A dodałbym jeszcze, co warto by było uczniom co jakiś czas wspomnieć, że za takim egzaminem także coś jest. Ba, uważam, że większy nacisk na tematy przyszłości, wraz z odpowiednimi wykładami przydałby się niezmiernie.
Przez całe liceum nauczyciele straszą maturą, tak jak w gimnazjum straszyli gimnazjalnym. To chyba taki straszak, bo niestrudzenie powtarzają to i ci nauczyciele źli – którzy słabo przygotowują do matury i wiedzy nie potrafią przekazać, i ci dobrzy. 2 lata powtarzania i psychoza zaczyna się sama napędzać – w maturalnej to dopiero będzie zabawnie :/
Zamiast dać odetchnąć w wakacje przed maturą moi nauczyciele zadali jakieś tam lektury i objawili się z tematami do ustnej z polskiego. Stres na wakacje :/
Ale jeśli się tak zastanowić, to bardziej boję się tego, że nie będę mogła studiować na wymarzonym kierunku, niż tego czy zdam czy nie. Oczywiście jedno z drugim się wiąże ale punkty dla punktów to paranoja.
BOje sie