Dziw, że dnia wczorajszego, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, udało mi się znaleźć polską monetę z okresu międzywojnia.
Sama moneta podoba mi się o wiele bardziej, niż dzisiejsze. I to nie tylko dlatego, że z aktualną walutą spotykam się na codzień – artysta włożył więcej finezji w zaprojektowanie tamtej monety.
Przyglądając się orłu, który to zdobił tą monetę, zacząłem odczuwać dumę z faktu bycia Polakiem. Ot, katalizator, dzięki któremu ujawniły się moje uczucia silniej, niż zazwyczaj.
Pokusiłem się o przerysowanie orła na większy format – tak mi to wyszło.
Denerwuje mnie bardzo, gdy ludzie narzekają na swoje pochodzenie z tak błahego powodu, jak idiotyzm władzy. Ciekawi mnie, czemu miast na państwu psy wieszać nie zrzucają winy na swe matki, z indukcji bowiem wynika, że to przez nie doświadczają oni niepowodzeń. I od kiedy to państwo ogranicza się do dwugłowego kaczora i jego świty?
Widzę, że wojny nam brakuje.
Wierzmy jednak, że uda się nam uczynić kolejny krok do przodu, i jeszcze jeden. Bez udziału konfliktu zbrojnego. Wierzmy, bo przecież w coś musimy wierzyć. W oparciu o tą wiarę starajmy się krzewić w sobie patriotyzm. Bo przecież jeszcze nie jest źle. Od początku istnienia Polski nigdy nie staliśmy się nomadami.
Chociaż kilka razy byliśmy blisko, co to to tak. A niech wyjadą, zamiast kisić się i narzekać. A patriotyzm nasz to jakiś koślawy. Jest, ale taki dla mnie niezrozumiały. Flagi nikt nie wywiesza…