W telewizji znów o ptasiej grypie. Temat dobry, bo chwytliwy straszliwie. I oczywiście zupełnie mnie nie ochodzący – zazwyczaj nie interesuję się sprawami, na które mam bardzo nikły wpływ.
Mimo to – prosty wniosek się nasuwa sam. Choroba ta, jak większość obecnych jest spowodowana rozwojem 'technologii’ i 'cywilizacji’. A najbardziej groteskowe staje się to, że robimy wszystko, by nie uświadomić sobie prostej prawdy: to my w tym świecie jesteśmy problemem, a nie świat wokół nas.
Najlepsza droga? Zmienić mentalność. Oczywiście, inne wyjścia polegałyby głównie na zwiększeniu kontroli. Ale nie po to mamy wolną wolę, by ją nam zabierano. Nie ma sensu również wyniszczanie siebie – powie nam o tym chociażby instynkt. Co prawda, gdyby nie uwzględnić naszego gatunku w rozrachunku, to nie jest wcale taki głupi pomysł. I Ziemia poczułaby się lepiej, i zwierzęta (nie mogę znaleźć linka, a szkoda – niedawno na Gazeta.pl ukazał się ciekawy news traktujący o nowoodkrytym terenie, na którym nie postanęła noga ludzka. Co ciekawe, zwierzęta tam mieszkające w żaden sposób nie bały się naukowców. Porównanie z tym światem, który podbliliśmy jest uderzające).
Jeżeli jesteśmy typowym społeczeństwem i nie odstajemy od normy, to mogę wysnuć jedną myśl – Natura nie powinna wynajdywać inteligencji.
IMHO lepiej, jakby ta inteligencja była, ale nie taka, jaką prezentują ludzie. Niestety, ludzcy naukowcy przejmują się tym, że za miliard lat słońce sięzapadnie i życie na Ziemii umrze, a nie widzą, że jak tak dalej pójdzie, to za paręnaście lat nie będzie siętu dało żyć. I to nie przez straszne ogólnoświatowe katastrofy (a nawet bardziej, "zauważalne" w całym zakątku galaktyki), ale przez ludzką inte… głupotę chciałem powiedzieć.
Tu się nie ma o co martwić. Jak w końcu ludzi będzie za dużo, to po prostu cywilizacja sama wymrze, jak zniszczymy wszystko, zginiemy i my, a natura sobie poczeka… jej się nie spieszy. Po prostu szkodząc naturze szkodzimy sami sobie.