Poczynając od pewnego rzymskiego poety, Horacego, i jego słynnej maksymy, poprzez wieki ascezy, jej odnowienie w baroku, uwielbienie przez sarmatów, następnie ponowne odrzucenie w dążeniu do odzyskania niepodległości, kończąc na po raz kolejny powracającym do łask, a mógłbym stwierdzić nawet, że bardzo modnym w obecnych czasach frazesie Carpe diem.
Korzystając z dobrodziejstw doby informacji, gdzie może wystąpić i wiersz Chwile ulotne, nieznany, napisany przez osobę, której nazwisko niewiele może powiedzieć: Elżbietę Opalińską i popularna od kilku lat piosenka niebyłej krakowskiej katowickiej grupy Paktofonika, znana mniej lub więcej przeciętnemu Polakowi, i ja pozwolę sobie na wkład w dezinformację społeczeństwa.
Tak więc byłem świadkiem naocznym (choć nie wierzyłbym zbytnio moim oczom) dwóch niby naturalnych, jednak niecodziennych zdarzeń. A zjawiskiem zmieniającym widowiskowość całego zajścia stało się w tym wypadku światło.
Zauważyłem księżyc w pełni – niby nic ciekawego, mimo to zarejestrowałem ruch i płynną zmianę jego siły świecenia w nieregularnm rytmie. Zaintrygowało mnie to, przystanąłem i przyjrzałem się bardziej. Okazało się, że to chmury, których nie było ani zbyt mało, ani zbyt dużo tworzyły zgrabną mozaikę z księżycem w tle. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim i nie mogę powiedzieć, że mnie nie zachwyciło. Naprawdę, widok chwytał za serce, jedna z niewielu pięknych rzeczy w zwykłym mieście wieczorem.
Niedługo potem wzrok mój padł na drzewo. Drzewo było zwykłe, chociaż jeszcze trzymało większość liści i do tego miały one zielony kolor. Piękno sytuacji polegało na lampie rtęciowej (lub sodowej, nie daję głowy) znajdującej się pół metra nad nim i za nim. Lampa ta daje zimne, białe światło, które to nadało liściom żywą barwę i podświetliło je od tyłu, co stworzyło kolejny niesamowity efekt.
Dziwna to rzecz, gdy ludzie cieszą się z byle czego, kiedy spojrzą na to z innego punktu widzenia.
nie Kraków a Katowice, poza tym już nieistnieje – teraz jest Pokahontaz (czyli paktofonika zredukowana o jednego mc-samobójce)
O, pomyliłem miasto. Dzięki za poprawkę.
A 'niebyłej' napisałem już wcześniej. 🙂
Małe rzeczy ratują reputację życia. Ja uwielbiam patrzeć na drobne zmarszczki u mojego śłoneczka, gdy się uśmiecha. No i lubię wiosenny mokry wiatr na twarzy. A co do zjawisk optycznych… Widziałem kiedyś chmurę ze złota, widziałem jak niebo zabarwia się pomarańczowo. To sirocco przyniósł saharyjski piasek. Widziałem też piękny czerwony piasek, który przeniósł mnie na Marsa.
no,takie male rzeczy buduja caly klimat… np widok wschodzacego slonca o 5.40 rano, dym z kominow komponuajcy sie w to swiatlo itp itd;)
fajnie;D
Takie chwile są tym co w życiu najpiękniejsze. Móc zawuażać i cieszyć się z takich chwil to wielki dar. Zdolni fotografowie potrafią nawet uwieczniać takie momenty na zdjęciach.
Z przyjemnością informuję Państwa, jako pomocnik w tworzeniu strony p. Elżbiety Opalińskiej, że wspomniany wyżej wiersz „Ulotne chwile” a także mnóstwo innych znajdziecie Państwo na stronie domowej W. Cz. Autorki http://elopal.republika.pl Informuję o tym dlatego, że nie wiedzieć czemu ale moja prawie 10. letnia współpraca, całkowicie amatorska w szlachetnym tego słowa znaczeniu, czyli społeczny wkład praktycznie jedynego „przygotowacza i wrzucacza” utworów do „Skarbnicy Literatury Polskiej” na http://www.literatura.zapis.net.pl/ zakończył się zaprzestaniem wpuszczania mnie na serwer. Bez słowa wyjaśnienia, (nie wspominając o słowie podziękowania za wieloletni trud), stąd przypuszczam, że już nikt nie będzie tam wrzucał nowości… A na tym serwerze było miejsce również dla gości, nie tylko dla sław literatury polskiej. Dlatego, by umożliwić Pani Elżbiecie Opalińskiej udostępnienie swoich rymowanych refleksji, pomagam Jej tworzyć własną stronkę, na której jest też księga gości. 🙂
adek
Dzięki za informację, właśnie podmieniłem linki. 😉