Windowsowi dziękuję za przenoszenie plików do Kosza. Nie wiem, czy jest to ich własny wymysł, czy też nie, ale dzisiaj nabrałem do tego wielkiego szacunku.
Otóż proste niby zdarzenie – chciałem sobie zainstalować starszy Windows, bo widzę, że XP niezbyt mi pasuje z tym pochłanianiem pamięci. No i jak zwykle nastał wczoraj czas backupowania wszystkiego, co potrzebne (z przyzwyczajejenia już formatuję partcje przy instalacji Windowsa, chociaż możliwe, iż tym razem będzie inaczej).
Czy już nie można spokojnie wysłać maila z exekiem w załączniku?
Wpadłem na pomysł wysłania sobie wszystkich ważnych rzeczy na Gmaila (z kilku powodów – bo niewiele to wszystko ważyło, jakieś kilkadziesiąt mega, bo tam nie ma prawa się nic stać, jak mi coś padnie, bo nie trzeba usuwać wiadomości, a dostęp jest łatwy, bo zawsze kombinuję, a tego jeszcze nie robiłem :P). Jako MTA wrzuciłem mój router (którego nadal nie chce mi się konfigurować, by wspierał autoryzację), bo tak będze szybciej. Wyśle się maile przez LAN, a potem niech się postfix martwi.
Potem zobaczyłem na gmailu, że kilka wiadomości nie doszło, ale pomyślałem, że może jeszcze do tego nie doszedł, albo wyśle w paczce o inne j porze.
Dzisiaj jednak nadal ich nie było. No nic, pomyślałem, trudno. Uważałem wtenczas, że straciłem tylko jeden mail z pewną gierką. Prawdę mówiąc zapomniałem o innych.
Sprawdzając pocztę na tym koncie, z którego wysyłałem, zauważyłem, że dostałem sześć wiadomości o podobnych nagłówkach:
Date: Wed, 10 Aug 2005 13:16:36 +0200 (CEST) From: MAILER-DAEMON@hikari (Mail Delivery System) Subject: Undelivered Mail Returned to Sender To: coldevil(_)o2.pl
Reszta maila informowała, że nie udało się dostarczyć maila, bo zawierał pliki o „złych” rozszerzeniach. Wszystko pięknie, ale części danych nie zwrócono – chyba, że ślepy jestem.
Pochłonęło to większość moich projektów w Cpp i inne ciekawe programy, które sobie chciałem wysłać na maila. Pierwsza reakcja: panika. Potem: Przecież nic nie kopiowałem, tylko cały czas usuwałem pliki, więc powinno dać się je spokojnie odzyskać. Ale – czy na pewno? A siedmiusetmegowy obraz płyty? To możemy się jedynie modlić, aby były one na końcu partycji.
Po przejściu na Windows, którego nie usunąłem jeszcze uwagę moją przykuł Kosz (z dużej litery, bo jakżeby inaczej? :D). Przecież był zapełniony plikami, które usunąłem! No tak! Głupi zapomniałem o tak prostej opcji. A teraz wszystko sobie leży spakowane na partycji, której najprawdopodobniej nie będę usuwać.
Nowy stary Win – możliwe, że i w tym tygodniu.
no widzisz! weź ty chłopie zainstaluj sobie jakieś distro linuksowe, to nie będzie cię martwiło zużycie pamięci! polecam debiana 🙂
Mam dwa na workstacji/routerze. 😛
Windows mam tylko do muzyki/gier/robienia prostych programów pod niego.
no, tak to rozumiem 😛 Ja trzymam windę dla rodziców, bo po schodach wchodzić nie będą 😛
Mojemu ojcu mozilla nigdy nie przeszkadzała, a reszty raczej nie potrzebuje. 🙂
Hm… właśnie zauważyłem na twoim joggu antipixele (tak to się zwie?) z ubuntu i mandrivą :D. ja mam ubuntu na serwerze :>
Tak się to zwie. ;]
Też mam Ubuntu na serweroruterku. 😛
ubuntu idealnym system na domowy komputer codziennego uzytku! propaganda trwa! daj szanse ubuntu!:D a kosz jest spoko;) tylko ja mam taki zly nawyk ze jak usuwam to trzymam wcisniety Shift….;p i czasem cos za szybko klikne i klne pare minut potem;D ale od czego jest Easy Recovery Pro…;p
Na razie nie mam gdzie dawać szansy, z trudem na mojej czterdziestce mieszczę dwa systemy. ;]
hyh,ja sie dzis dowiedzialem ze jeden ze stalych klientow moich bierze udzial w robieniu nowego Knoppixa;p musze z nim pogadac na temat betatestow;p