Ufasz Google?

Ten wpis jest częścią mojego starego bloga, prowadzonego w latach 2005-2007 pod adresem dragonee.jogger.pl. Został on zachowany w celach archiwizacyjnych i niekoniecznie reprezentuje moje bieżące stanowisko na dany temat.

Markieting szeptany jest bardzo pożądaną reakcją na nasze usługi, jednak w obliczu bezdusznych maszyn staje się groźną bronią. Już niedługo, Google może zacząć nas zwodzić, samo nie będąc tego winne. Wystarczy, że zaufamy mu bez jakichkolwiek oporów.

Jest rok 2042, właśnie pojawiła się nowa wiadomość na komunikatorze w moim palmtopie wpięcym w sieć WiMAX. Wiedząc, że od tej chwili następne sekundy są na wagę złota, hamuję i zatrzymuję samochód w najbliższym możliwym miejscu. Wyłączam muzykę i zasuwam szyby, wciskając jeden przycisk. Momentalnie wnętrze pojazdu się wycisza, a ja mogę zająć się moim zadaniem.

Okazało się, że mój klient potrzebuje pomocy. Po raz kolejny jego przeciwnicy zrobili mu antyreklamę i umieścili na pierwszym miejscu w Google informacje o tym, jak jego firma nie wywiązuje się z zadań. Nie była to cała prawda. Wiecie, jak to jest, gdy pokłócicie się z kimś, a ten ktoś zacznie rozgłaszać wśród swych znajomych, jaki to on był pomocny, jak wyciągnął do was dłoń, a wy ją perfidnie odrzuciliście. Mój klient stanął właśnie w obliczu takiej sytuacji.

Cóż, stwierdziłem w odpowiedzi, że zajmę się powtórnym wypozycjonowaniem jego strony w krótkim czasie i za odpowiednią zapłatą. Jako pierwsze jednak, poradziłem mu kontakt z prawnikiem. To w jego rękach znajdzie się połowa pracy, jak nie więcej. Tylko dzięki niemu tamta strona może zostać zamknięta legalną drogą.

Sytuacja została szybko zażegnana, ale mój klient stracił na tym 10% swych dziennych przychodów przez okres czterech dni. Szczęśliwie. Słyszałem o firmach, które bankrutowały z tego powodu.

Owszem, była inicjatywa powołania przez Google odpowiedniej komisji do zgłaszania nadużyć, ale niefortunnie już w pierwszych dniach została zalana tyloma wnioskami, że starczyłoby im na dwa lata. Teraz jest trochę lepiej, ale to nadal okres miesiąca narażeń na stratę.

I tak się to dzieje. Nikt teraz nie jest bezpieczny, od kiedy maszyna stała się rekomendatorem.

Ponure? Możliwe? A co, gdy ilość prawdziwych informacji przez script-kiddies 2.0 zostanie zredukowana do kilku procent? To już nie będzie szum informacyjny, to będzie fałszerstwo. I czy Google poradzi sobie z wykładniczo przybywającymi problemami tej natury?

A może ludzie z Google zostaną kiedyś zmuszeni do przekręcenia dwóch kluczyków w jednej chwili i wciśnięcia wielkiego, czerwonego przycisku z napisem „DROP DATABASE”?

Zaczniemy od początku?

Tags:
One Response
  1. 17 lutego, 2009

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *