BeOS, pierwsze wrażenia

Ten wpis jest częścią mojego starego bloga, prowadzonego w latach 2005-2007 pod adresem dragonee.jogger.pl. Został on zachowany w celach archiwizacyjnych i niekoniecznie reprezentuje moje bieżące stanowisko na dany temat.

Jestem pozytwnie zaskoczony tym systemem, mimo jego pewnej zasadniczej wady, o ktorej już niedługo. BeOS R5 to bardzo dobry wybór dla systemu desktopowego. Po kilku chwilach daje się wyczuć, co gdzie się znajduje. Pewien problem sprawia jednak przyzwyczajenie się do przycisku 'Zamknij’ po lewej stronie. Nie za duży, nawiasem mówiąc. Pasek tytułowy jest nieco inny niż w Windows i często kończy się jeszcze przed połową okna.

Płytę łatwo się wypala, chociaż w nie do końca naturalny sposób. Dwie ścieżki na płycie składają się z dyskietki bootowalnej i właściwego obrazu iso. Mimo to jest wytłumaczone, jak wypalić płytę pod Linuksem i, o ile dobrze pamiętam MacOS oraz gotowy plik *.cue do nagrania w Nero pod Windows.

Po zabootowaniu mamy możliwości uruchomienia systemu z LiveCD i normalnej instalacji. Po wybraniu tego drugiego następnępne pytanie brzmi, w wolnym przekładzie: „Czy chcesz zagrać w grę podczas instalacji systemu?”. Nie wiem jednak, jaka to gra – chciałem się przypatrzeć samemu procesowi.

Następnie wybrać można dysk, na którym się chce instalować. Oczywiście narzędzie do partycjonowania także się tam znajduje. Niestety, część opcji może być nieco myląca dla ludzi korzystających z podobnych windowsowych lub linuksowych aplikacji. Wystarczy jednak się dokładniej zastanowić i już wiadomo, co za co odpowiada. Jedna partycja z BFS (BeFS? Rożni ludzie różnie mówią), jedna nadal na FAT32, i dwie ext2, czy ext3 – nie pamiętam. Takim sposobem pozbyłem się Windows, zostawiając sobie jedyną instancję na laptopie.

Potem przechodzimy do wyboru pakietów. Aż łezka się w oku kręci, gdy widzimy Firefoxa 0.8. 😉 Pełna instalacja zajmuje około 700MB, więc nie za wiele. Następuje kopiowanie danych na dysk, a potem tzw. finalizacja instalacji, która zajmuje ze trzy razy tyle czasu.

W końcu, po półgodzinie możemy się pochwalić nowym BeOSem. Zapomniałem przy okazji wspomnieć, ze bootloader nie jest agresywny i pyta się, czy go zapisać w MBR, do czego można wrócić w kazdym momencie po instalacji systemu. Ze względu na lilo odpowiedziałem „Nie”.

Pierwsze uruchomienie. Podobieństwa i różnice. Środowisko graficzne nie wymiata wizualnie, ale można odczuć jego szybkość – chodzi o wiele lepiej od Win9x nawet na starych konfiguracjach – nie wspominając już o Linuksie z Xami. Są ikonki, jest pasek, który można ustawić na przykład w górnym rogu ekranu. Są również wirtualne pulpity. I vi. 😉

Nie na darmo system ten określa się mianem multimedialnego. Naciskasz PrintScreen i już masz zrzut ekranu w katalogu domowym (format *.tga). Tapetę zmienia się w przeciagu sekundy. Odtwarzania muzyki nie sposób odczuć. Filmy ładują się w niewiarygodnym tempie – podczas odtwarzania przeciągałem oknem po całym pulpicie; nie wpłynęło to w ogóle na spowolnienie czy na zatrzymanie wyświetlania. Jedynie zaznaczanie miało znaczący wpływ na płynność – ale możliwe, że to jakieś ułatwienie dla łatwej edycji wideo w stylu zaznacz i upuść, tak jak przy obrazach.

Zestaw programów multimedialnych jest dość imponujący – kilka odtwarzaczy muzyki, filmów, przeglądarek graficznych, Blender, programy do TV.

Podczas wyświetlania błędu 404 można poczytać sobie fortunki, tak samo przy uruchamianiu systemu. A skoro jesteśmy już przy 404, to dojdziemy do najważniejszego problemu tego systemu.

Zestarzał się. Palm Inc. nie ma zamiaru ani wypuścić jego kodu, ani maintainować. Odczułem kilka skutków tego faktu. Karta telewizyjna (KWorld na saa7134) nie została wykryta. To nie jest akurat taka duża rzecz, ale przed chwilą pisałem przecież o multimedialności tego systemu. Sieć działa, ale nie do końca – wygląda jakby zza maskarady nie działała poprawnie – dowolna strona www zostaje zamieniona na adres serwera, a telnet na dowolną usługę www poza natem nie chce zwracać danych. Znalazłem już sterowniki do 3c905B na BeBits.com, ale jeszcze ich nie instalowałem. I trzecia rzecz – nowe kodeki wykonują nieprzewidziane rzeczy. Np. w epizodach Bleacha klatki się ze sobą mieszają i obraz miga, a dźwięk trzeszczy.

Jeszcze inna rzecz – programy czasami wyrzucają błędy. O ile same komunikaty kojarzą się z Microsotfowym, macosznym podejściem do sprawy, to wiele błędów można debugować. Z ciekawości zajrzałem i wydaje mi się, że ten debugger daje wiele możliwości.

Przy zamykaniu systemu pojawia się okno wyłączania poszczególnych procesów. Jeśli zaś jakiś będzie się stawiać – obok czeka już przycisk chcący, abyś go nacisnął. 😉

Podsumowując – bardzo przyjemnie zakończyłem sesję z tym systemem. Mimo tego, że oficjalnie nie wspierany, naprawdę godny jest zapoznania i to nie tylko jako eksponat muzealny. Serdeczne „dziękuję” dla Zandramas, która zwróciła moją uwagę na BeOSa.

Jeszcze kilka screenów. Pokazywanie zapełnienia partycji jako dodatek do ikonki. I zarządzanie procesami.

A tak swoją drogą, mamy rok 2006. Nie zauważyłem zmian. :]

Tags:
7 komentarzy
  1. 1 stycznia, 2006
  2. 1 stycznia, 2006
  3. 1 stycznia, 2006
  4. 1 stycznia, 2006
  5. 1 stycznia, 2006
  6. 2 stycznia, 2006
  7. 2 lutego, 2006

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *