Jeden 'Kosz’, a tak wiele znaczy

Ten wpis jest częścią mojego starego bloga, prowadzonego w latach 2005-2007 pod adresem dragonee.jogger.pl. Został on zachowany w celach archiwizacyjnych i niekoniecznie reprezentuje moje bieżące stanowisko na dany temat.

Windowsowi dziękuję za przenoszenie plików do Kosza. Nie wiem, czy jest to ich własny wymysł, czy też nie, ale dzisiaj nabrałem do tego wielkiego szacunku.

Otóż proste niby zdarzenie – chciałem sobie zainstalować starszy Windows, bo widzę, że XP niezbyt mi pasuje z tym pochłanianiem pamięci. No i jak zwykle nastał wczoraj czas backupowania wszystkiego, co potrzebne (z przyzwyczajejenia już formatuję partcje przy instalacji Windowsa, chociaż możliwe, iż tym razem będzie inaczej).

Czy już nie można spokojnie wysłać maila z exekiem w załączniku?

Wpadłem na pomysł wysłania sobie wszystkich ważnych rzeczy na Gmaila (z kilku powodów – bo niewiele to wszystko ważyło, jakieś kilkadziesiąt mega, bo tam nie ma prawa się nic stać, jak mi coś padnie, bo nie trzeba usuwać wiadomości, a dostęp jest łatwy, bo zawsze kombinuję, a tego jeszcze nie robiłem :P). Jako MTA wrzuciłem mój router (którego nadal nie chce mi się konfigurować, by wspierał autoryzację), bo tak będze szybciej. Wyśle się maile przez LAN, a potem niech się postfix martwi.

Potem zobaczyłem na gmailu, że kilka wiadomości nie doszło, ale pomyślałem, że może jeszcze do tego nie doszedł, albo wyśle w paczce o inne j porze.

Dzisiaj jednak nadal ich nie było. No nic, pomyślałem, trudno. Uważałem wtenczas, że straciłem tylko jeden mail z pewną gierką. Prawdę mówiąc zapomniałem o innych.

Sprawdzając pocztę na tym koncie, z którego wysyłałem, zauważyłem, że dostałem sześć wiadomości o podobnych nagłówkach:

Date: Wed, 10 Aug 2005 13:16:36 +0200 (CEST)
From: MAILER-DAEMON@hikari (Mail Delivery System)
Subject: Undelivered Mail Returned to Sender
To: coldevil(_)o2.pl

Reszta maila informowała, że nie udało się dostarczyć maila, bo zawierał pliki o „złych” rozszerzeniach. Wszystko pięknie, ale części danych nie zwrócono – chyba, że ślepy jestem.

Pochłonęło to większość moich projektów w Cpp i inne ciekawe programy, które sobie chciałem wysłać na maila. Pierwsza reakcja: panika. Potem: Przecież nic nie kopiowałem, tylko cały czas usuwałem pliki, więc powinno dać się je spokojnie odzyskać. Ale – czy na pewno? A siedmiusetmegowy obraz płyty? To możemy się jedynie modlić, aby były one na końcu partycji.

Po przejściu na Windows, którego nie usunąłem jeszcze uwagę moją przykuł Kosz (z dużej litery, bo jakżeby inaczej? :D). Przecież był zapełniony plikami, które usunąłem! No tak! Głupi zapomniałem o tak prostej opcji. A teraz wszystko sobie leży spakowane na partycji, której najprawdopodobniej nie będę usuwać.

Nowy stary Win – możliwe, że i w tym tygodniu.

Tags:
9 komentarzy
  1. 11 sierpnia, 2005
  2. 11 sierpnia, 2005
  3. 11 sierpnia, 2005
  4. 11 sierpnia, 2005
  5. 11 sierpnia, 2005
  6. 11 sierpnia, 2005
  7. 11 sierpnia, 2005
  8. 11 sierpnia, 2005
  9. 11 sierpnia, 2005

Skomentuj dragonee Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *